Na nową książkę Browna czekałam z wypiekami na twarzy. Teraz jestem już po lekturze i mój entuzjazm trochę przygasł.
Generalnie książkę dobrze się czyta. Konstrukcja „Początku” jest podobna do pozostałych książek autora. Mamy oczywiście Roberta Langdona oraz piękną kobietę u jego boku (nie mogło być inaczej) . Profesor tradycyjnie stara się rozwikłać intrygę, popadając przy tym w tarapaty. Jest więc wartka akcja, pościgi, zabójstwa itp.
Ale w tej części pojawia się coś, czego do tej pory w książkach Browna nie było – super nowoczesny komputer, który pokrótce staje się jednym z bohaterów powieści. I tu niestety dla mnie magia książki Browna pryska. Bo zamiast zagadek związanych z architekturą i sztuką, ukrytych znaczeń i tajemniczych symboli (czyli tego, co uwielbiałam w jego książkach) mamy Winstona – tak nazywa się owe technologiczne cacko, zachowujące się niemal jak człowiek.
Z niecierpliwością czekałam też na poznanie odpowiedzi, na jakże często zadawane w książce pytanie – Skąd pochodzimy? Dokąd Zmierzamy? I powiem szczerze, że ta teoria też jakoś mnie niespecjalnie porwała (no, ale cóż może jestem zbyt wymagająca 🙂 O ile sprawa naszego pochodzenia jeszcze jakoś mnie zaintrygowała, tak nasza przyszłość wydała mi się trochę banalna i może trochę zbyt przewidywalna.
Jeśli chodzi o rozwiązanie zagadki, to chyba pierwszy raz w książce Browna udało mi się przewidzieć zakończenie w połowie książki (ale to może wpływ nałogowo czytanych kryminałów). Generalnie mimo, że zakończenie nie stanowiło dla mnie większej sensacji, to sam pomysł był ciekawy i nietuzinkowy. Myślę, że większości czytelnikom przypadnie do gustu.
Podsumowując, do „Aniołów i demonów” czy „Kodu Leonarda da Vinci” tej książce daleko. W ogólnej ocenie książka nie jest zła – wciąga i momentami zaskakuje. Dla relaksu można poczytać. Moja ocena 6 /10. A wy jakie macie odczucia?