W „Wyspie niesłychanej” bohaterem jest zamieszkały w Barcelonie Fabregas, który ma dość swojego monotonnego życia. Znudzony odziedziczonym po ojcu przedsiębiorstwem wyjeżdża więc do Paryża i przez kilka kolejnych dni błąka się po europejskich miastach. Fabregas jest typem depresyjnym, któremu ciężko dogodzić. Życie nie sprawia mu szalonej satysfakcji, a on sam może leżeć w łóżku tygodniami. Żyje, jakby nie oczekiwał znikąd wielkich kokosów. Pewnego dnia trafia do Wenecji i dochodzi do wniosku, że „jeśli coś ważnego ma mi się przytrafić, to będzie to tutaj”. Tam spotyka na swojej drodze różne indywidualności, które ubarwiają mu życie w słynnym mieście oraz poznaje Marię Clarę, która przewraca jego życie do góry nogami.
We wstępie Mendoza wyjaśnia, że pisząc książki nigdy nie ma jasno sprecyzowanej fabuły. Niestety, to czuć. „Wyspa niesłychana” początkowo miała być opowiadaniem, dlatego sprawia wrażenie, jakby autor do wymyślonego wcześniej zarysu pomysłu powoli „doklejał” kolejne akapity, samemu będąc ciekawym, gdzie go to zaprowadzi.
Jeżeli ktoś spodziewa się historii z miastem w tle, ze smaczkami, których próżno szukać w przewodniku, ten się zawiedzie. Samej Wenecji jest niewiele i jakoś wcale nie nabiera się ochoty, by pojechać tam na wakacje. Mimo, że lektura ta nie należy do tych z najbardziej rozwiniętą fabułą – całą historię Fabregasa można tak naprawdę opisać na jednej stronie – ma jednak w sobie coś, co przyciąga czytelnika do kolejnych stron.
Jej atutem jest przede wszystkim humor, niekiedy mocno kontrowersyjny. Pisarz bowiem kieruje ostrze satyry przeciw religii. Wyśmiewa między innymi chrześcijańskie legendy hagiograficzne (m.in. opowieść o świętym Franciszku i ptakach) i teologiczne dysputy (jak w śnie głównego bohatera, który przysłuchuje się absurdalnej dyskusji prowadzonej przez dostojników kościelnych dotyczącej tego, czy ciało Chrystusa mogło się rozkładać, czy też nie). Mendoza z niebywałą lekkością potrafi wtrącać sarkastyczne uwagi, czy tworzyć komediowe sytuacje, tak, że człowiek autentycznie wybucha śmiechem. Nie jest to książka, która hipnotyzuje, ale na pewno niezauważenie odrywa od codziennych spraw.
„Wyspę niesłychaną” ratuje także przejrzystość formy i przystępność. Napisana jest prostym i zwięzłym językiem dlatego czyta się ją sprawnie i lekko. Mimo, że książka ta z pewnością nie należy do grona moich ulubionych lektur fanom Mendozy i specyficznego humoru powinna przypaść do gustu.